A Mnie Się Jednak Nie Podoba!
Zmiana na stanowisku ministerialnym i szumnie zapowiadane nowoczesne przekształcenie wymagań z podstawy programowej – nareszcie stały się faktem. W dzień 30 sierpnia 2024 roku my, poloniści, zobaczyliśmy w końcu informatory zapowiadające wygląd egzaminu maturalnego z języka polskiego w 2025 roku. Czy było zaskoczenie? Nie. Już od maja podejrzewaliśmy, że zrealizowane zostaną zapowiedzi dotyczące listy lektur lub, chociażby, rezygnacji z testu na poziomie rozszerzonym. Łatwo, lekko, przyjemnie. Zanim zabrzmi pierwszy dzwonek nauczyciele szkół średnich muszą tylko zastanowić się radośnie, na przykład – jak omówić „Potop” we fragmentach czy co pełny sukces zmiany na liście lektur i wszyscy są szczęśliwi, a najbardziej uczniowie – bo mniej, luźniej i stres znacznie słabszy. Propaganda sukcesu, tak dobrze zakorzeniona w polskiej polityce, nie zna jednak barw partyjnych i trwa w najlepsze, niezależnie czy komuś bardziej w prawo, w lewo czy pośrodku.
A ja jednak szczęśliwa nie jestem. Bo oddałam (jak spora grupa nas, nauczycieli) dwie klasy maturalne i widziałam twarze, czułam ich emocje po napisaniu rozszerzenia z polskiego. Tematy były, delikatnie mówiąc, nie najmądrzejsze. Poważnie – czy faktycznie tym dzieciom, o których krzywdę po zdalnej edukacji tak się martwią kolejne rządy, należało „przyłożyć” synkretyzmem? Ale zdań praktyków ze szkół średnich się za bardzo nie słucha. Rzeczywistość współczesnego maturzysty jest jednak diametralnie różna od tego, co jeszcze dobrze znaliśmy kilka lat temu. Dziś na porządku dziennym są zmiany, zdawanie na wymarzony kierunek od nowa, po roku przerwy albo odnalezienie się na właściwe ścieżce edukacji dopiero po jakimś czasie. Przyjrzyjmy się zatem sytuacji bardzo częstej: oto uczeń X, zdając rozszerzony polski, wymarzył sobie dziennikarstwo na prestiżowej uczelni. Punktacja nie pozwoliła mu na to. Ma w planach przystąpić do rekrutacji za rok, ale … będzie już konkurował z rocznikiem młodszym, dla którego ten sam egzamin jest obecnie o niebo łatwiejszy! To niesprawiedliwe i źle rokuje dla decydentów w tych kwestiach. Jeśli się już opracowuje nowe zasady egzaminu maturalnego, to błagam – nie tylko w imię korzystnego PR-u! My nie jesteśmy ludźmi głupimi, nie kupimy każdej informacji w euforii, wdzięczni za troskliwe ministerstwo! Uczeń X mógł ponieść porażkę, bo napisał 490 słów a nie 500. Tymczasem młodszy kolega może już tylko 400. Uczeń X musiał napisać o lekturach z dwóch różnych epok i ile było rozpaczy, i sprawdzania czy książka A powstała wtedy, kiedy teoretycznie była epoka, w której czytano książkę B? Młodszy kolega czy młodsza koleżanka, już nie muszą się o to martwić. Sądzić ktoś może, że to niewiele. Ale zaręczam – jako praktykująca egzaminatorka – że to przesądza o wielu kwestiach. Zwłaszcza, jeśli komuś zależy na wyniku. Gdybym znalazła się w podobnej sytuacji, to myślałabym już tylko o pozwie i najlepiej zbiorowym!
Nie wspomnę już o skandalicznej, według mnie, dacie zmian. Pierwsze arkusze na egzamin próbny CKE da w grudniu – tak, na 5 miesięcy przed właściwą maturą. Czyli co? Trzy lata przygotowań były na nic? Tak maturzysto, nie tylko przerobiłeś niepotrzebne lektury, może się okazać, że wiele lekcji było, w świetle zmienionej podstawy, bez znaczenia. A jak masz się przygotować, dowiesz się za mniej niż pół roku przed tym stresującym egzaminem.
Świetnie, oklaski, kurtyna!!!